45 Maraton Warszawski 2023

Do Warszawy pojechałem w celu zmierzenia się z dystansem 42,195 po raz 5. Dotychczasowa życiówka 3:18 sprzed 2 lat ze Szczecina nie zadowalała w pełni moich ambicji. Byłem zdeterminowany do poprawienia wyniku. Emocje były duże. Pech chciał, że na kilka dni przed wydarzeniem dopadła mnie infekcja. Ból brzucha na przemian pojawiał się i znikał, a samopoczucie było bardzo podłe. Wiedziałem jednak, że nie mogę wycować się ze startu bo zbyt długo się do niego przygotowywałem. Szczęśliwie udało się zarezerwować pobyt w hotelu w samym centrum miasta, dosłownie 200 metrów od startu, umiejscowionego w tym roku pod samym Pałacem Kultury.

Tłum na starcie był spory, bo poza maratończykami startowali także ludzie biorący udział w sztafecie. Łącznie zebrało się ok 10000 rywalizujących osób. Zgodnie z planem stanąłem pod koniec czerwonej strefy startowej <3h.

Start. Stosunkowo szybko udało się mi wyłowić osoby biegnące na podobnym do mojego poziomie. Wyłoniła się kilkunastoosobowa grupa wraz z którą równym tempem parłem do przodu. Tempo grupy oscylowało w okolicy 4:10(wg. chipa i pomiaru co 5 km) . Czułem się z nim komfortowo, wiedziałem, że jest ono niższe niż moje tempo biegu na półmaraton. Kilometry mijały, a ja byłem nastawiony bardzo pozytywnie. Ok. 8 – mego kilometra trasy zjadłem zgodnie z planem pierwszy z czterech żeli. Z upływem czasu zacząłem rozmyślać kiedy pojawi się znowu to uczucie parszywej niemocy, jakiego miałem okazję zawsze doświadczać na maratonie. Im bliżej było 20 kilometra, tym większy był mój niepokój w tej kwestii. Na półmetku zjadłem kolejny żel, tempo wciąż było jednak równe, a samopoczucie świetne. W tym niesamowicie równym tempie dotarłem aż do 35 kilometra. Dopiero wtedy zacząłem odczuwać objawy narastającego zmęczenia mięśni. W okolicy 36 kilometra zjadłem ostatni żel. Moje tempo zaczęło nieco spadać, ale i tak kolejna piątka między 35 i 40 kilometrem pokonana ze średnią 4:16, mimo, że osobiście zdawało mi się, że ledwo powłóczę nogami. Zacząłem gorączkowo kalkulować ile potrzeba mi czasu, aby dobiec do mety przed 12:00, co byłoby jednoznaczne ze złamaniem 3h. Na 4 kilometry przed metą uspokoiła mnie myśl, że skoro jest 11:40 i mam jeszcze 20 minut, to mógłbym biec nawet nieco szybciej niż 5:00 /km a i tak dopnę swego. A przecież biegłem dużo szybciej. Nogi bolały coraz mocniej, lecz było to nic w porównaniu z tym czego doświadczałem do tej pory na maratonach.

TVN Warszawa złapało mnie w tłumie

Do mety dobiegłem w czasie 3:00:29, brakło niestety 29 sekund aby definitywnie wg pomiaru z chipa powiedzieć, że złamałem 3h. Niemniej jednak dystans przebyty, zmierzony zegarkiem wyniósł 42,70 więc jak by nie było 500 metrów więcej. Podobnie pokazała mi Strava, którą też miałem włączoną w czasie biegu, aby żona wiedziała gdzie jestem. Różnica ma zapewne związek ze sposobem pokonywania zakrętów, lekkim zbieganiem po wodę itd. Na tak długim dystansie te dodatkowe metry się napewno mogą nazbierać. Podsumowując, utrzymałem tempo 4:14 na całym dystansie wyścigu, jednak nie wystarczyło to, aby wg pomiaru z chipa przebiec poniżej 3h trasę tego biegu.

Czy jestem zadowolony z wyniku? Wiadomo, że jest mały niedosyt, bo tylko 29 sekund dzieliło mnie od fajnego czasu w tabeli. Ale wynik jaki udało mi się uzyskać to i tak dla mnie coś, co jeszcze niedawno było sufitem. Poprawiłem swoją maratońską życiówkę o ponad 18 minut. Jestem teraz pewien, że tempo 4:15 i szybsze na maratońskim dystansie zostały przeze mnie „oswojone”. Teraz powinno już być tylko lepiej.

Tabela z międzyczasami

Zaledwie 5 startów maratońskich w życiu to z pewnością nie dużo, jednak starałem się wyciągać wnioski i odpowiednio modyfikować podejście na etapie przygotowań. Nie posiadam trenera, więc musiałem radzić sobie w tej kwestii sam, posiłkując się jedynie literaturą biegową, wiedzą z internetu i przede wszystkim kierując się swoim własnym doświadczeniem. Już na kilka miesięcy przed startem stwierdziłem, że muszę położyć większy nacisk na siłę. Wszystkie dotychczasowe starty zaczynały mnie masakrować na ok. 28 km i zaczynała się tam walka o życie. Zwyczajnie nie dawałem rady mięśniowo. Tym razem pierwsze oznaki kryzysu miały miejsce dopiero na 35 kilometrze i mimo nich znacząco nie zwolniłem. Mój trening biegowy uzupełniłem o ćwiczenia ciałem w domu. Składały się na to serie przysiadów, wznosów oraz planki. Dodatkowo każdy dzień zaczynałem tradycyjnymi dla mnie 30-ma pompkami. Na 6 tygodni przed startem dodałem do mojego treningu długie wybiegania na dystansie 25 km w tempie docelowym 4:15, oraz 3-kilometrowe interwały w tempie ok 4:05 z kilometrowymi przerwami w truchcie, o łącznej długości 20 km. Zrobiłem tylko jedno, bardzo długie i bardzo wolne wybieganie 30 km w tempie ok 5:40. Na resztę moich treningów składały się 12 – 15 km biegi spokojne oraz jeden szybszy bieg tempowy we wtorek, zazwyczaj 4:00/km, albo trochę szybciej zależnie od samopoczucia. Co pewien czas wplatałem też bardzo szybkie treningi na bieżni mechanicznej. Tygodniowo nigdy nie przekroczyłem 100 km, najczęściej było to 85 – 90 km. Trafiały się też luźniejsze tygodnie z kilometrażem rzędu 70 km. Wszystko wskazuje na to, że nie trzeba tydzień w tydzień tłuc po 100 km aby biegać maraton w 3h.

Za linią mety dostałem silnego skurczu

Maraton pokonało łącznie 3711 zawodników. Mój wynik umiejscowił mnie na 176 miejscu open i 59 M40. Udowodniłem sam sobie, że mój organizm jest w stanie biec 42.195 km tempem 4:15/ km a w dłuższej perspektywie napewno szybciej. Odnotowałem spory progres, co oznacza, że mój sposób trenowania działa.

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *