W minionym tygodniu, analizując swój biegowy dorobek zauważyłem, że nabiegałem ponad 10 000 km. Jest to łączny dystans, czyli treningi oraz zawody, od roku 2014 kiedy zacząłem biegać do chwili obecnej. Czy to dużo? Moim zdaniem nie. Nie zmienia to faktu, że 10 000 km wygląda bardzo fajnie! Było nie było to w końcu kawał drogi!:).
W chwili gdy to piszę, czyli 12/11/2019 o godzinie 19:10 biegowy kilometraż wynosi 10 069 km(dzisiaj się zwiększy o 12 km, bo o 20 wychodzę na trening 🙂 ) Złożyło się na niego 979 treningów, które po podliczeniu dają 37 dni, 3 godziny i 11 minut biegu. Łącznie mój organizm spalił 700 409 kalorii.
Na początku, jak większość biegaczy – amatorów stawiałem na ilość kilometrów, bo wydawało mi się, że to najlepsza droga do poprawiania wyników na zawodach. Faktem jest, że początkujący zawsze będzie notował postępy, bez względu na objętość i charakter treningu, jeśli tylko biega systematycznie. Tak było również w moim przypadku.
Z upływem czasu zacząłem przykładać większą wagę do jakości treningów, a objętość zeszła na drugi plan. Nie bez wpływu pozostały tu niemiłe przygody związane z przetrenowaniem i kontuzjami, wywołanymi gwałtownym zwiększaniem kilometrażu – często głupio, z dnia na dzień. Takie wyłączenie z aktywności na wiele tygodni to nic miłego i była to sroga nauczka. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że 30 km tygodniowo w 2015 r. było to dla mnie sporo, a obecnie w 2019 roku 60 – 70 km postrzegam jako raczej niedużo. Dlatego właśnie patrząc na statystyki, z roku na rok tendencja jest rosnąca.
Adaptacja organizmu do obecnych obciążeń następowała stopniowo. Zminimalizowało to ryzyko kontuzji, ale niestety od czasu do czasu i tak miały one miejsce. Najmniej miły był pod tym względem rok 2017, gdzie z powodu kontuzji pasma biodrowo-piszczelowego i rozcięgna podeszwowego wypadło prawie 2 miesiące.
Jeśli chodzi o bieżący, kończący się już rok 2019, wszystko wskazuje na to, że znowu odnotuję rekordowy kilometraż. W tej chwili mam 2748 km, więc przez połowę października i cały grudzień powinienem dobić do 3000 kilometrów. Byle bez kontuzji!