W tym roku udział rywalizacji na dystansie 10,5 km zadeklarowało 200 osób. Był to mój trzeci udział w tym biegu, który od zawsze kojarzył mi się z upałem i trudną, leśną trasą. Również i tym razem pogoda nie rozpieszczała. Nie było wprawdzie ostrego słońca, ale zaduch nie ułatwiał sprawy. Moim celem było poprawienie swojego czasu z 2019 roku, który wyniósł wówczas 00:43:54.
Zgodnie z przewidywaniami odczucia na trasie nie były miłe: strome podbiegi, piasek i zaduch :). Pierwszy i drugi kilometr celowo pobiegłem żwawiej, z nastawieniem na większe trudności potem. Odcinki te pokonałem tempem ok 3:40. Utrzymanie równego tempa biegu później, na zróżnicowanej, piaszczystej ścieżce było dla mnie trudne, tempo oczywiście adekwatnie spadło. Najtrudniejsze w moim odczuciu były okolice trzeciego i czwartego kilometra trasy, gdzie w wyniku wymagającego podbiegu tempo spadło mi aż do 4:30/km a tętno poszybowało ponad 160. Zasapany cisnąłem tam uparcie pod górę nie mogąc się doczekać aż chociaż trochę się wypłaszczy, aby złapać drugi oddech i znów przyspieszyć. Rzeczywiście ok. 6 kilometra trasa stałą się bardziej litościwa, na tyle, bym mógł utrzymać tempo ok. 4:10 do mniej więcej 9 kilometra. Tam czekało jeszcze dość strome, chociaż krótkie podejście, gdzie znów zwolniłem do 4:30. Ostatnie ~1,5 km trasy bylo stosunkowo proste. Niesiony euforią pognałem do mety tempem <4:00.
Średnie tempo biegu dla całej trasy wyniosło 4:21/km. Do mety dobiegłem w czasie 00:43:38, poprawiając tym samym osobisty rekord sprzed 4 lat. Oborygen tak jak się spodziewałem nieźle mnie zmęczył. Start w moim odczuciu był całkiem udany, zrealizowałem swoje założenia. Dodatkowo uzyskany rezultat umieścił mnie w pierwszej dziesiątce uczestników, oraz umożliwił zajęcie 3 miejsca na podium w kat. M40.