Bieg zupełnie nieplanowany, wziąłem w nim udział w pełni spontanicznie, głównym naszym celem pobytu w okolicy było odwiedzenie rodziny. Start z pełnego treningu, na zmęczeniu, oraz pora – 11:00 w południe w słoneczny dzień zdefiniowały moje nastawienie co do planów na ten bieg. Było mało prawdopodobne, aby wybiegać tam około-życiówkowy wynik. Dzień przed, pod wieczór miałem jeszcze cień nadziei, że przyjdzie jakaś burza, która ochłodzi nieco atmosferę. Niestety godzina startu okazała się piękna i słoneczna..:).
Postanowiłem spróbować utrzymać w miarę przyzwoite tempo, umożliwiające stawienie się mecie w ok. 40 minut. Nawet to okazało się jednak wyjątkowo trudne. Z minuty na minutę było coraz cieplej. Do połowy dystansu utrzymałem jakoś tempo < 4:00 jednak robiło się coraz trudniej przez upał. Dodatkowo trasa okazała się miejscami dość zróżnicowana, trudno byłoby nazwać ją szybką. Na 6 km zagotowało mnie do tego stopnia, że tempo spadło do 4:15. Już wtedy wiedziałem, że nie będę uczestnictwa w tym biegu wspominał zbyt miło. Na ostatnim kilometrze, tuż przed stadionem w Krotoszynie, jednego z moich rywali skurcze pozamiatały do tego stopnia, że przeszedł do marszu i snuł się w ten sposób do mety wyjąc z bólu i trzymając za bok. Jego także doświadczyły trudne warunki.
Do mety dobiegłem w czasie 00:40:06, czyli w sumie zgodnie z tym co założyłem. Mimo słabego tempa, okazało się, że rezultat uplasował mnie na 25 miejscu open/336, oraz 3 w mojej grupie M40, co dobitnie potwierdza, że aura nie tylko dla mnie była tego dnia dotkliwa. Biegi w samo południe, w spiekocie nie należą do łatwych 🙂