Udział w 4 Biegu Oborygena był moim drugim doświadczeniem na tej trudnej, przełajowej trasie. Od mojego pierwszego biegu w Obornikach Śląskich minęły już dwa lata. Z trasą rozprawiłem się wówczas w czasie ponad 00:47:28 minut. Przebieg trasy od tamtej pory nie uległ zmianie, dlatego wiedziałem jakich trudności trzeba się spodziewać.
Konieczność biegu leśnymi drogami o dużej ilości zbiegów i podbiegów, często po piasku przypominającym ten na plaży sprawia, że można zapomnieć o utrzymaniu stałego tempa biegu na całym dystansie(przynajmniej jeśli o mnie chodzi). Początkowe 2 kilometry były w miarę płaskie, zdecydowałem więc w miarę możliwości przyspieszyć i wypracować sobie zapas czasu, który bez wątpienia przyda się na późniejszym etapie biegu. Pokonałem je w tempie ok. 3:50/km. Od 3 kilometra teren zaczął się już różnicować, co wymusiło na mnie zwolnienie poniżej 4:00, ciągle jednak starałem się chociaż częściowo nadrabiać straty na zbiegach i płaskich odcinkach. Największa górka czekała na mnie w okolicach 5 kilometra i tam zwolniłem do niemal 4:30. Był to dla mnie najtrudniejszy odcinek biegu. Dodatkowym utrudnieniem było nieźle przypiekające słońce. Na szczęście organizator zapewnił wodną kurtynę w drugiej połowie trasy, można więc było nieco się ochłodzić i zebrać siły. Kilometry 6 i 7 znowu przyspieszyłem do około 4:00 bo zrobiło się płasko. W tym miejscu wiedziałem już, że najtrudniejszą część biegu mam za sobą, mimo to jednak zmęczenie zaczęło się mi dawać we znaki, w wyniku czego 8 i 9 kilometr zwolniłem do 4:25. Na ostatnim odcinku trasy złapałem drugi oddech i wróciłem w okolice 4:10 aż do mety.
Leśną trasę, o długości ok. 10,5 km pokonałem w czasie 00:43:54 s. Dało mi to 21 miejsce open na 563 uczestników i 6 w kategorii M40, jest więc dużo szybciej niż za pierwszym razem. Biorąc pod uwagę trudność wynik ten nie jest najgorszy, nie był to przecież bieg po asfalcie, tylko przełaj. Mimo tego nie jestem jednak do końca zadowolony z tego rezultatu. Liczyłem na zmieszczenie się w 43 minutach.