Bieg Flagi to jeden z obowiązkowych punktów w moim kalendarzu biegowym. Również w tym roku musiałem wziąć w nim udział, choć miałem mieszane uczucia co so swojej formy. Nie dalej niż kilka tygodni wstecz czułem się podle, bo czepiła się mnie jakaś infekcja. Czułem się słaby do tego stopnia, że z trudem zmuszałem się, by wyjść pobiegać. Udało się jednak jakoś przetrwać ten przykry czas, bez luki w planie treningowym.
Tradycyjnie przed 18:00 na starcie biegu ustawiła się grupa uczestników, licząca tym razem ok 170 osób. Byłem wypoczęty i głodny biegu, bo przez 3 ostatnie dni odpoczywałem i opychałem się węglowodanami. Fizycznie czułem się ok, wątpliwości miała jednak moja głowa.
Jeszcze w oczekiwaniu na start objawiła się niemiła, techniczna niespodzianka: Mój wysłużony Polar M400 nie zdążył złapać fix-a. Oznaczało to dla mnie poleganie tylko na krokomierzu. Taki pomiar tempa obarczony jest bardzo dużym błędem. Nie było jednak wyjścia. Z powodu tej sytuacji nie byłem tak naprawdę pewien jakim tempem biegnę. Tempo pierwszego kilometra zegarek wyliczył 4:11 a mnie wydawało się, że za chwilę wypluję płuca. Przyspieszyłem jednak bo nie było to dla mnie tempo jakim chciałem biec w tym wyścigu. Kolejne wyszły nieco lepiej, lecz dopiero od 3 kilometra tempo wzrosło poniżej 4:00 /km. Zmartwiony pomyślałem, że pewnie spadła mi forma, bo jeszcze do końca nie wyzdrowiałem. Jednak po dobiegnięciu do nawrotki i minięciu oznakowania 5 km trasy zrozumiałem, że zegarek bardzo mocno się myli! Do połowy trasy dobiegłem bowiem w czasie 00:18:50 czyli naprawdę całkiem szybko. Powrót z tego miejsca po nawrotce zapowiadał się na łatwiejszy, bo lekko z górki i z wiatrem. Na fali optymizmu rozpocząłem powrót do Wołowa. O ile początkowe kilometry biegu pokonywałem w grupie, tak tym razem odkleiłem się i pokonywałem dystans samotnie. Nie jest to dobry scenariusz, bo wiadomo, że siedząc komuś na plecach biegnie się dużo łatwiej. Nie rozumiem do końca tego fenomenu, ale każdy kto biega wie o czym mówię. W oddali, jakieś 15, może 20 metrów przede mną zamajaczył jeden z rywali. Z minuty na minutę zbliżałem się do niego. Czułem się silny. Czułem typowy dla szybkiej dychy dyskomfort, ale nie było to nic niezwykłego. Na ostatnich kilkudziesięciu metrach,już w Rynku, przed sam a metą udało się wyprzedzić kolegę. Tego typu sytuacje są bardzo budujące.
Linię mety przeciąłem w czasie 00:38:05, czyli ponad 30s szybciej niż na tej samej trasie rok temu. Obawy mojej głowy co do rezultatu w tym biegu były przesadzone. Pokonałem trasę naprawdę szybko. Wynik uplasował mnię na 16 miejscu open, 3 w grupie M40, oraz pozwolił zdobyć 1 miejsce w kategorii mieszkańców Gminy Wołów oraz Powiatu Wołowskiego. Przytargałem więc do domu 3 statuetki oraz dużo fajnych fantów :). Jestem bardzo zadowolony z biegu. Ciekawe, czy wynik byłby podobny przy sprawnym zegarku? 😀